
- L E Ś N A , ( N I E ) N O C -
Cześć. To miała być kolejna noc, trudniejsza, taka zimowa w ujemnych temperaturach. Przygotowania były lepsze, sprzęt był cieplejszy, pałatki były dwie. Nawet poduszka się pojawiła. Targałem tego więcej, targałem to pod górę, brnąc w śniegu.
Odkryłem kilka luk w ekwipunku, z których największą okazały się buty, na całkowicie płaskiej, śliskiej jak cholera podeszwie. Po suchym śniegu jeździłem jak na łyżwach, a w myślach kląłem na siebie: "ty stary debilu, zapomniałeś o najważniejszej rzeczy". Dotarłem jednak na szczyt, który sobie wymarzyłem na nocleg w tej pięknej zimowej aurze. Było idealnie. Wpadało piękne światło, temperatura -4 stopnie, zero wiatru. W nocy miał padać śnieg.



Kolejnym małym błędem okazało się słabe ułożenie rzeczy w plecaku, jakimś cudem najważniejsza rzecz znalazła się na samym dnie. Możliwe, że śledzie lubią pływać blisko dna. Następnym jednak razem będę musiał schować je w bardziej dostępnym miejscu. Rozłożyłem się po szybkim rekonesansie. Dróg którymi wędrowały zwierzątka w okolicy było bardzo mało.




Rozkładanie wcale nie było takie proste, wszystko szło źle. Śledzie nie chciały wbić się w zmarzniętą ziemię, naciągając z jednej strony puszczały z przeciwnej. Ręce marzły, stopy się ślizgały usta rzucały niecenzuralne wyrazy. Ostatecznie udało się zbudować przytulne schronienie. Czułem się w nim ciepło i przytulnie. Gdy ułożyłem się na próbę poczułem zmęczenie i senność.



Zabrałem się jednak za zbieranie liści by przyozdobić kapelusz, bo przecież to najważniejsze zajęcie jakie trzeba zrobić gdy już rozbije się wspaniały obóz.


Gdy już gotowy byłem do przygotowania, ognia i jedzenia, to stała się rzecz najgorsza ... okazało się, że mój telefon ma 1% baterii. a Najważniejszą sprawą dla mnie w tych moich szalonych wypadach jest to, by pełny kontakt miała ze mną moja rodzina. Nie chcę przysparzać im stresu większego niż to, że ruszam na noc do lasu, Postanowiłem rozpalić w kominku, wstawić owsiankę, och jaka była to owsianka i przemyśleć sytuację w jakiej się znalazłem.



W trakcie przygotowania tego wybitnego posiłku, podjąłem decyzję o powrocie. Do zachodu miałem około 1 godziny i 20 minut. Zajadając się owsianką wstawiłem na kawę. Stwierdziłem, że potrzebuję około 30 minut by się spakować i 30 minut na zejście nim złapie mnie zmrok i zabiję się w tych śliskich jak cholera buciorach nie widząc gdzie stąpam. Wszystko udało się zrobić na styk. Teraz już wiem, że potrzebuję nowych butów, poprawić składowanie rzeczy w plecaku i kupić stary telefon na wyprawy, który będzie trzymał więcej niż 5 godzin. Ta wyprawa to była dla mnie piękna droga w głąb siebie. Dowiedziałem się, że wiem kiedy odpuścić i robię to bez żalu bo przygoda i tak była zacna. Na koniec Ja zajadający się owsianką. Chcecie przepis? Jest nieziemska.
Ściskam Piotr
