top of page
noc2.0_blog-0006.jpg
-   H A M A K A   M A   T A T A   -
 

... czuję spokój i wdzięczność, tak wewnętrznie. Czuję dobro lasu i wszystkich bliskich, którzy w jakimś stopniu przyczynili się do tego, że mogę znajdować się w tej sytuacji, w której właśnie się znajduję. 

Jest godzina 19:40 około 16 stopni Celsjusza leżę w hamaku gdzieś w środku lasu. Wszędzie w koło słychać śpiew ptaków, po cięciwie przemyka pająk. Cięciwa - taka linka która sprawia, że w hamaku leży się wygodniej, łatwiej się go rozwiesza można na niej zaczepić sprzęt i co zawsze strąca kapelusz, gdy w takowym zasiadasz w swym wiszącym domku. Choć wrażenie mam niemałe, iż w lesie wszystko chce strącić Twój kapelusz.

 

Zachód jest już coraz bliżej, w jednej chwili zrobiło się dużo chłodniej. To taka chwila kiedy zamykasz i otwierasz oczy, i już coś jest inaczej. Temperatura jest to jednak ciągle przyjemna, na sobie mam jedną warstwę wełnianych ubrań, tylko na stopach dwie pary skarpet, na czubku głowy wełniana czapa, która grzeje jak cholera, zastanawiam się po co ją wziąłem. Mam wrażenie, ze leżę na zbyt dużym i zbyt grubym kocu. Który już napewno jest zbyt ciężki. Pod hamakiem wisi podpinka, underquilt, otul. Izoluje ona od zimnego powietrza z zewnątrz,  jest to ponoć rzecz konieczna w hamakowym obozowaniu, nawet w tym ciepłym okresie. Plecak wisi na drzewie za moją głową. Oczami wyobraźni widzę jak śnupają w nim wiewiórki (są to stwory w lesie najokropniejsze), wyobrażam sobie także, jak przegryzają linki od hamaka.

 

W gałęziach drzew szumi wiatr słońce zaszło już za horyzontem, obok mnie przeleciał nietoperz, zrobił kilka zrywów i zniknął. Oczy same mi się zamykają.  

noc2.0_blog-0003.jpg
noc2.0_blog-0009.jpg
noc2.0_blog-0008.jpg

Budzę się bez powodu, czuje się wypoczęty jak bym spał z 6 godzin panuje niesamowita cisza, wiatr kompletnie ustał a ptaki ucichły. Sprawdzam zegarek jest 24:00. Widzę kontury drzew obrysowane granatem niebie. Nagle w oddali słyszę stąpanie po zeszłorocznych liściach, które ciągle zalegają między kępkami traw. Brzmi to jak sarna, albo sztuk kilka tego stworzenia. Nasłuchuje, zbliżają się ... delikatnie wychylam się z hamaka by je zobaczyć. Zaszeleściłem, rzuciły się w szaleńczy bieg. Słyszę jak oddalają się od mojego obozu, znów zapada cisza a ja wpatruję się w drzewa i niebo. Coś szeleści w trawie, coś szeleści w okolicach mojego plecaka. Stwierdzam, że nic wartościowego tam nie posiadam i niech grzebią sobie do woli, taka cena spokojnego leśnego snu. Powinienem chyba zacząć prowadzić warsztaty z odpuszczania i wdupiemactwa. Zapadam w kolejną porcję tego cudownego leśnego snu. 

noc2.0_blog-0011.jpg
noc2.0_blog-0012.jpg

Przytrafia się jeszcze kilka mniejszych i słabo świadomych pobudek w których to ze snu wyciąga mnie szelest, bądź porykiwanie zbliżającej się sarny (jest to dźwięk jakby do szczekania psa podobny, lecz jednocześnie zupełnie inny). PObudka właściwa wypada na godzinę czwartą. Razem ze wszystkimi ptakami, gdy one ćwiergolą i pipilą ja przeciągam się. Dziękuję za wełnianą czapkę (teraz już wiem, że jest to rzecz niezbędna do spania w lesie), w nocy temperatura spadła do 6 stopni Celsjusza. Wyciągam pasek czekolady i leżę tak jeszcze godzinę do świtu. Cóż to jest za wspaniały poranek. W tym czasie odwiedza mnie Pan Zając. Zwlekam się wkładam buty i zaczynam zwijać obóz. Wszystkie te etapy są dla mnie fascynujące i odkrywcze. Są to nowości z którymi nigdy do czynienia nie miałem. Gdy tak zwijam swoje toboły słyszę szelest obracam się w kierunku z którego dochodzi i widzę Pana Borsuka. Wpadł powęszyć w okolicy kompletnie się mną nie przejmując zajęty swoimi sprawami zbadał teren i odszedł uświadamiając mi jednocześnie, że nocne szelesty należały także do tego jegomościa. Gdy wszystko już spakowałem ruszyłem w miejsce w którym zawsze przygotowuję sobie kawę.  

noc2.0_blog-0013.jpg
noc2.0_blog-0015.jpg
noc2.0_blog-0014.jpg

Przy okazji robienia kawy i śniadania, odbyły się testy nowego kociołka ... ponoć legendarnej już ZEBRY którą to udało mi się dorwać jako jedną z ostatnich sztuk w Polsce. Przyznać muszę, że jest to naczynie całkiem zacne i solidne. Składa się z kociołka, miseczki i pokrywki. Wszystko to sprawnie składa się w jedną bryłę. Następnym razem planuje przygotować w nim zupę, bądź potrawkę z warzyw i kaszy. Wracając jednak do lasu, gdy tak już stoję sobie z kawą w jednej ręce zaczynam przechadzać się i krzątać w koło ognia przenosząc jakieś przedmioty z jednego miejsca w inne, dorzucając drewna kontem oka nagle spostrzegam ...

noc2.0_blog-0016.jpg
noc2.0_blog-0019.jpg
noc2.0_blog-0017.jpg
noc2.0_blog-0020.jpg

... dwie wpatrzone się we mnie gały, nieruchomieje spokojnie spoglądam w stronę z której wychwyciłem spojrzenie. Widzę jakieś 10 metrów dalej sarnę która stoi jak wryta i gapi się na mnie, zaczynam delikatnie kiwać się na boki, ona ani drgnie. Więc macham do niej, nadal nic. Postanawiam, że zejdę jej z pola widzenia, tak czynię a ta wychyla się za mną. Myślę, co jest grane Twoje przyjaciółki już dawno by uciekły. Ukrywam się jej jeszcze raz patrzę a ta znów za mną zagląda, po czym skłania głowę jak gdyby się ze mną witała. Długo się nie zastanawiam i także odpowiadam pięknym skłonem, patrzy się na mnie jeszcze z sekundę po czym z głośnym Wbbeeeeee !!! susami oddala się, a ja stoję jak wryty myśląc nad tym co właśnie się wydarzyło. Dopiłem kawę zjadłem podgrzaną ohydną konserwę, która smakowała jak sól z solą. Spakowałem się i ruszyłem do domu gdzie czekała na mnie rodzina.

 

Na koniec szczęśliwy i spełniony ja wracający z ciężkim tobołem do domu po cudownej nocy w lesie.

 

Howgh.    

noc2.0_blog-0021.jpg
bottom of page